Wracajcie!

Ja nie chcę! Nie zgadzam się! – tupała nóżką rozzłoszczona Gaja.

Dlaczego tak się dzieje, że gdy ktoś przyjeżdża, w końcu musi wyjechać?! Nie lepiej, żeby został na zawsze?- dopytywała na farmie.

Większość zwierzaków miała dość jej pytań i udawała, że nie słyszy. Każdy zajmował się swoimi sprawami. Jedynie Stefan stał dzielnie tuż obok niej i w milczeniu wysłuchiwał jej narzekań. Milczał, bo tylko to mógł zrobić. Przecież nie znał odpowiedzi na zadawane przez Gaję pytania.

A tak było fajnie, tak miło… – żaliła się dalej. To niesprawiedliwe.

Nie no, nie wytrzymam tych jękówgłos dobiegał zza budynku.

Gaju – rzekła oślica Galina – czy ty naprawdę nie rozumiesz? Dzieci, które odwiedziły nas przy okazji majówki mają swoje życie. Swoje rodziny, szkoły, zajęcia, przyjaciół. Każde z nich skądś do nas przyjechało i właśnie do tego „skądś” wraca. Nie oznacza to jednak, że masz się teraz zamartwiać. Powiem więcej, jest duża szansa, że dzieci wrócą. My zawsze na nie czekamy.

Niektórzy wracają. – rzekła jakby z nadzieją w głosie Gaja. Ukradkiem otarła łzę pod oczkiem.

Dokładnie tak Gaju. Niektórzy wracają, inni przyjadą po raz pierwszy. I wszyscy będą się z tobą świetnie bawić.kontynuowała oślica. Widziała, że wypowiadane przez nią słowa pomagają małej Gai. Jej oczka powoli stawały się wesołe.

I znowu będą filcowały ze mną kwiatki? I sadziły roślinki? – zapytała z nadzieją.

Będą. I jeszcze więcej nawet. Obiecuję.Galina wiedziała już, że misja zakończona. Udało się uspokoić Gaję. Podeszła do dziewczynki i wtuliła się w jej malutkie ramiona.

 

Yhhhh. I tak czuję smutek, o tu. – Gaja wskazała palcem w miejsce nad brzuszkiem, po lewej stronie.

To serduszko. Tęsknisz, więc jest ci smutno. Pamiętaj jednak, że my zostajemy. I zawsze możesz na nas liczyć – pocieszyła ją Galina i oddaliła się w stronę paśnika.

I tak oto zostałam sama ze swoimi myślami… Wczoraj zakończyła się majówka. Wszyscy odjechali… A to był taki cudowny czas…

Za sprawą tej majówki w Galinach znowu zaroiło się od Gości. Mnie oczywiście najbardziej interesowały dzieciaki, a tych przyjechało co niemiara! Po raz kolejny mogłam przyglądać się ich zabawom, a ponieważ za oknem coraz cieplej, to większość czasu spędzaliśmy  na podwórku.


Oczywiście największym zainteresowaniem cieszył się mój plac zabaw, z królową trampoliną pośrodku oraz Farma Małych Zwierząt. Właśnie w tych miejscach mogłam spotkać najwięcej dzieci. Oczywiście niektóre oddalały się od Galin, a to za sprawą wycieczek rowerowych (w towarzystwie rodziców – ma się rozumieć), to znów wyjeżdżały z rodzinami na zwiedzanie okolicznych miast. Mimo to na placu i farmie zawsze mogłam liczyć na to, że spotkam jakąś rozbawioną gromadkę.

- Berek!

Nie prawda, nie złapałeś mnie! Ty jesteś berek. – krzyczały roześmiane dzieci ganiając się wokół trampoliny.

Ej, ale za chwilę zajęcia z filcowania. Biegniemy do gospody – podrzucił jakiś maluch.

No właśnie, zapomniałabym o najważniejszym. Specjalnie dla dzieci codziennie organizowano przeróżne zajęcia z opiekunami. Tak w ogóle, to ci opiekunowie mają taką specjalną nazwę… animatorzy chyba… Ponieważ to bardzo trudne słowo, zostanę przy opiekunach. Najważniejsze, że ci opiekunowie robili z dzieciakami same fajne rzeczy. Dzięki tym zajęciom wiem już (i maluchy też wiedzą) na czym polega filcowanie. Wełna nie ma już przed nami żadnych tajemnic. Dzieci sfilcowały sobie pokrowce na telefony, które oczywiście zabrały do domu i które będą im przypominać o Galinach. Może dzięki nim szybciej do mnie wrócą?

Najmłodsi trenowali swoją cierpliwość na zawodach wędkarskich. Celne oko przydało się na zawodach strzeleckich.

Dziwiłam się, że po tym wszystkim dzieci miały jeszcze siły by wziąć udział w meczu piłki nożnej, ale że niektóre z nich pojawiły się na wieczornych zajęciach zumby – w to nie mogłam uwierzyć. Widać galińskie powietrze im służy.

Kolejnego dnia, podczas zajęć w ogrodzie dzieci dowiedziały się na czym polega praca ogrodnika. Własnoręcznie przygotowywały dołki do których wsadzały rośliny. Kopały, grabiły, podlewały. Przy okazji dręczyły dżdżownicę, ganiały żabkę, prosiły ślimaka, żeby pokazał rogi.

Dużo radości sprawiały dzieciom zajęcia na farmie podczas których poznawały zwierzęta, karmiły je, czesały, głaskały. I jeszcze zajęcia w stajni… I już nic więcej nie powiem, bo znowu mnie boli. To co oślica nazwała sercem.

Ściskamy Was mocno i tęskno tym razem. Pamiętajcie o Galinach.

Autorka i Gaja z Galin.

 

 

6
  
Dodano: 6 maja 2013 o godzinie 12:47
0 komentarzy
Brak dodanych komentarzy
Dodaj komentarz