0 komentarzy
Lecę. Jak ptaszek. Nad polami, nad łąkami, nad lasem. Między drzewami dostrzegam niewielką polankę. Na niej domek. Ląduję tuż przed nim.
O Klemens! – dopiero zauważyłam kocura. Nie bardzo wiedziałam, skąd się wziął, przecież przyleciałam tu sama.
Wchodzimy do środka? – zapytał.
Domek wyglądał na opuszczony.
A co nam szkodzi… Wchodzimy! – zadecydowałam.
Drzwi skrzypnęły lekko i po chwili byliśmy w środku.
O jaaaaa! – długie jęknięcie samo wyleciało z moich ust. Pod sufitem, na wszystkich ścianach, meblach, podłodze, dosłownie wszędzie pełno było przeróżnych słodkości. Lizaki, cukierki, żelki, pianki, czekoladki czyli wszystko to, co Gaja lubi najbardziej.
Phi! – parsknął Klemens. Żeby jakieś mleczko… A tu same słodycze.
Nie marudź tylko spróbuj jakie to pyszne – wypowiedziałam z trudem. Usta wypełnione słodyczami bardzo utrudniały mówienie.
Musiałam spróbować wszystkiego. Z każdą kolejną porcją miałam ochotę na więcej. Na szczęście słodkości nie brakowało. A nawet przybywało. W miejsce każdej zjedzonej pojawiało się kilka nowych.
Ależ ze mnie szczęściara – pomyślałam.
Ihaaa! Ihaaa! – gdzieś z daleka dobiegało końskie rżenie. Powoli stawało się coraz głośniejsze, jakby bliższe.
Wstawaj Gaju! Ihaaa! Ile można spać? – zarżała Dolina.
Na początku nie bardzo wiedziałam co się tutaj dzieje. Domek pełen słodkości zniknął. Leśna polana zamieniła się w trawiaste pole. Wokół mnie biegały trzy młodziutkie klaczki. W oddali ich mamy spokojnie skubały zieloną trawę.
Oj nie! Czyli to był tylko sen? – zmartwiłam się. Na widok mojej smutnej minki klaczki podbiegły i zaprosiły mnie do wspólnej zabawy w berka.
Zmęczona pogonią za zwinnymi klaczkami przysiadłam na trawie. Dawno już zapominałam o tym co mi się przyśniło.
Zabawa w berka to nie to samo, co objadanie się słodkościami w magicznym domku, ale i tak było bardzo fajnie. Na pewno wyjdzie mi to na zdrowie!
Wam również, Drogie Dzieci, życzymy dużo zdrówka.
Autorka i Gaja z Galin.
