Baju, baju, bajki ciąg dalszy.

Jak zapewne pamiętacie z poprzedniego odcinka, w galińskiej gospodzie rozpoczynały się rodzinne andrzejki. Siedząca w fotelu babcia zaczęła czytać dzieciom bajkę. Nuda – pomyślicie. Jednak muszę Wam powiedzieć, że bardzo się mylicie. Tym razem nie było to zwykłe czytanie. Działo się coś szczególnego, jakby wszystko to, o czym opowiadała bajka, odbywało się tuż obok nas, wewnątrz gospody. I tak po chwili na środek sali wybiegł uśmiechnięty Jaś w towarzystwie bardzo śmiesznej Małgosi. W dłoniach nieśli koszyczki – pewnie wybierali się na grzyby.

- Głuptasy, nie wiedzą, że po grzyby chodzi się do lasu a nie do galińskiej gospody. Hi – hi -hi.

Rozbawieni wspólną wycieczką zapomnieli o tym, po co przyszli do lasu (czyli do gospody, ale oni tego nie wiedzieli, więc ciii!). Tańczyli, śpiewali, podskakiwali – nie zwracając uwagi na to, że nadchodzi zmrok. Po jakimś czasie okazało się, że zgubili drogę do domu. Niestety napotkane po drodze sympatyczne krasnoludki nie potrafiły im pomóc. Czerwony Kapturek nie dość, że nie wskazał drogi do domu, to zezłościł się na nich strasznie, bo okazało się, że pomylił bajki i obrażony opuścił gospodę.

- Już ja porozmawiam sobie z reżyserem! - wykrzykiwał na odchodne.

Przejeżdżające przez las misie tylko pomachały łapkami z wysokiego okna i pojechały dalej. A my zostaliśmy tak, z główkami wpatrzonymi w okienko.

 

Na szczęście znalazł się ktoś, kto znał właściwą drogę. 

O tam za tą górą, za tą rzeką – kot w butach wyjaśnił dzieciom w którą stronę powinny iść. Uradowani, w podskokach ruszyli w drogę.

Radość rodzeństwa nie trwała długo. W drodze powrotnej natknęli się na przedziwną chatkę w całości zbudowaną ze słodyczy. Głodni, nie potrafili oprzeć się pokusie i zaczęli łapczywie jeść. Przestali dopiero, gdy rozbolały ich brzuszki. Jak się później okazało domek był własnością Baby Jagi, która zdenerwowana widokiem obskubanego dachu i nadgryzionych okiennic – zamknęła Jasia i Małgosię w klatce i rozkazała im przebierać groch. Oj dużo tego grochu mieli do przebrania, całe dwie misy.

 

Po tygodniu (tyle czasu minęło w bajce, u nas w gospodzie zaledwie kilka minut) serce Baby Jagi zmiękło i uwolniła rodzeństwo. Na drogę dała im pół słodkiego migdała i prosiła, by dzieci pomagały mamie w różnych pracach domowych.

Po przedstawieniu przyszedł czas na wróżby i zabawy. Dzieci brały udział w loterii fantowej, razem z Babą Jagą wróżyły z kart i wosku, szalały w pokoju zabaw. Fajne było to andrzejkowe popołudnie, takie radosne i z morałem. Mam nadzieję, że Wy także pomagacie w porządkach Waszym Mamom?

 

Swoją drogą to zazdroszczę wszystkim Andrzejom, że mają takie fajne imieniny. W końcu w imieniny Gai nie było przedstawień, wróżenia, zabawy. Słyszałam jednak, że są inne powody które sprawiają, że te „Andrzejki” są takie ważne. Tylko już nie pamiętam jakie. A nawet gdybym pamiętała, to kto z nas, drogie dzieci, zrozumie dorosłych?

 

Ściskamy Was imprezowo,

Autorka i Gaja z Galin

3
  
Dodano: 9 grudnia 2013 o godzinie 22:35
0 komentarzy
Brak dodanych komentarzy
Dodaj komentarz