Zima, wiosna, lato, jesień. Zima, wiosna, lato, jesień. Zima, wiosna,… – powtarzała Gaja pod nosem.
Jakie to cudowne, że wszystko wraca… To tak jakby zataczało wielkie, niewidzialne koło! – powiedziała głośniej, trochę jakby do siebie, trochę do leżącego obok jej stópki Klemensa.
Kocur jak zwykle nie wiedział co Gaja ma na myśli… Uniósł tylko swoją zaspaną powiekę, spojrzał ze zdziwieniem na dziewczynkę i tyle. Na więcej nie miał ani siły, ani chęci. Przeciągnął się, przewrócił na drugi bok i zasnął.
Na przykład jak ktoś uwielbia lato, to nie musi się martwić, kiedy się już kończy… Przecież i tak wiadomo, że lato wróci. A dzięki takiej jesieni, czy też zimie, to jeszcze bardziej się to lato lubi i na nie czeka. I odwrotnie. A jakby tak cały czas było lato, to by go nikt nie lubił aż tak bardzo…
Rozmyślania małej Gai przerwał dziecięcy śmiech dobiegający z podwórka. Zaciekawiona wskoczyła na parapet i wyjrzała przez okno.
No właśnie! I oto kolejny powód, żeby cieszyć się z powracających pór roku. Razem z zimą wróciły ferie, a z nimi dzieci! – krzyknęła i pobiegła w stronę drzwi. Zatrzymała się jednak i ruszyła w kierunku wiszących w kącie ubrań.
Zima to zima – ubrać się trzeba – powiedziała, nakładając na głowę czapkę. Chwilę później była już na podwórku. Na szczęście nie musiała długo szukać dzieciaków – bawiły się tuż przed gospodą.
Cóż one tam robią? – zaciekawiona, przyglądała się z ukrycia. Niestety niewiele mogła dojrzeć. Dopiero po chwili, gdy jedna z dziewczynek odeszła, Gaja dostrzegła JEGO…
O nie! Tym razem nie dam się nabrać! Nie będziesz moim przyjacielem, choćbyś nie wiem jak chciał i prosił. Zapomnij! – rzekła groźnie. Po jej minie i piąstkach założonych pod boki, widać było, że mówi całkiem serio.
I wcale nie zamierzam – odrzekł bałwan. Choć nie wiem co ci zrobiłem, że jesteś dla mnie taka niemiła…
Poznałam kiedyś jednego z twoich braci. Był miły, wesoły, fajnie mi się z nim rozmawiało. Do czasu gdy postanowił odejść bez słowa! Tak, mój drogi. Wyobraź sobie, że nawet się ze mną nie pożegnał… Została po nim tylko mokra plama. Nawet czapki nie zdążył zabrać, tak bardzo się spieszył.
I myślisz, że gdzie poszedł? – dopytywał bałwan.
Nie wiem i nie interesuje mnie to wcale.
A czy ty w ogóle widziałaś kiedyś. jak chodził? Spacerującego albo biegającego może? – zasypywał Gaję pytaniami…
Nie widziałam. I nie rozumiem po co te wszystkie zagadki?
Przecież my, bałwany nie możemy chodzić! Skąd twój szalony pomysł, że mój brat gdzieś poszedł?
To jak wytłumaczysz jego zniknięcie? Hę? Zniknięcie bez słowa – dodała znacząco. Widać to, że nie pożegnał się z przyjaciółką, bolało ją najbardziej.
A zauważyłaś może, że bałwan jest ze śniegu? A ten utrzymuje się tylko wtedy, gdy na dworze jest mróz? Jeżeli zaczyna świecić słoneczko a temperatury rosną, śnieg zaczyna się topić a wraz z nim my – bałwany. Wspominałaś, że została po twoim przyjacielu kałuża oraz czapka, prawda?
Taaaak? – wyszeptała niepewnie Gaja.
I to jest najlepszy dowód, że mam rację. Twój przyjaciel się rozpuścił. Z bałwana zamienił się w kałużę. Taki nasz bałwani los i to ci chciałem powiedzieć. A teraz, zamiast się na mnie gniewać, przynieś lepiej jakieś kamienie, bo potrzebuję guzików – uśmiechnął się do niej swoimi ustami zrobionymi z gałązki. Potem dokończymy rozmowę. Jak już będę wyglądał jak porządny bałwan.
Gaja ruszyła na poszukiwanie kamiennych guzików a jej nowy kolega prężył się dumnie przed gospodą.
Do przeczytania następnym razem!
Autorka i Gaja z Galin
1